9 października 1610 r. hetman Żółkiewski zdobył Moskwę

9 października 1610 r. na prośbę bojarów chorągwie polskie wkroczyły na Kreml moskiewski, a dowództwo nad nimi Żółkiewski oddał w ręce Aleksandra Gosiewskiego. Mennica moskiewska rozpoczęła bicie srebrnych kopiejek z imieniem nowego cara Władysława Zygmuntowicza. 29 października 1611 w sali senatu Zamku Królewskiego w Warszawie Wasyl, Dymitr oraz Iwan oddali królowi polskiemu Zygmuntowi III Wazie hołd.
4 lipca 1610 r. pod Kłuszynem wojska polskie, w tym ponad 5,5 tys. husarzy, odniosły walne zwycięstwo nad połączonymi siłami rosyjsko-szwedzkimi. Na wieść o klęsce Żółkiewskiemu poddawały się kolejne miasta i twierdze moskiewskie. Pod koniec miesiąca bojarzy, czyli rosyjska magnateria, zdetronizowali cara Wasyla Szujskiego.
W pierwszych dniach sierpnia 1610 r. hetman Żółkiewski stanął pod murami Moskwy i bez konsultacji z Zygmuntem III rozpoczął rokowania z bojarami. 27 sierpnia podpisano ugodę, w wyniku której syn Zygmunta III Wazy, Władysław, został uznany carem. Warunkiem był zwrócenie Moskwie wszystkich zamków i ziemi zajętych w wyniku rozpoczętych działań wojennych w 1609 r. oraz przejście nowego cara na prawosławie. 9 października 1610 r. na prośbę bojarów chorągwie polskie wkroczyły na Kreml.
BITWA POD KŁUSZYNEM TO JEDNO Z NAJWIĘKSZYCH ZWYCIĘSTW W DZIEJACH POLSKIEGO ORĘŻA
Bitwa pod Kłuszynem i hołd zdetronizowanego cara moskiewskiego są bardzo ważnymi wydarzeniami dla polskiej pamięci historycznej, zwłaszcza teraz, w obliczu rosyjskiej agresji w regionie pomostu bałtycko-czarnomorskiego.
Problem jednak polega na tym, że w Polsce są bardzo silne, ukryte prorosyjskie środowiska polityczne, które doskonale wiedząc o ostrożności i praktyczności wpisanych w chłopską mentalność dużej części ludności polskiej, świadomie i celowo programują Polaków na klęskę. To spuścizna postkolonialnego statusu i PRL-u. Pachołkowie Kremla, którzy często udają polskich narodowców, chcą odesłać w zapomnienie chwałę wielkich polskich zwycięstw i wymazać pamięć o męstwie i dzielności bohaterów I Rzeczypospolitej.
Ten problem jest poważniejszy niż się wydaje na pierwszy rzut oka. Popularyzowany w Polsce tzw. „realizm polityczny” w rzeczywistości jest pseudorealizmem. Bardzo często to pojęcie jest wykorzystywane do ukrywania tchórzostwa i gotowości do zdrady. Pseudorealizm jest niebezpieczny i destrukcyjny, ale nie oznacza to, że należy wystrzegać się prawdziwego i konstruktywnego realizmu.
Prawdziwy realizm i romantyzm – podobnie jak dwa skrzydła – wzajemnie się równoważą i uzupełniają. Działają po prostu wspólnie. Osobno każdy z nich jest destrukcyjny. Doskonało to ujęto w formule Marszałka Piłsudskiego: „romantyzm celów, realizm środków”.
Ale ważniejszy jest romantyzm, który kształtuje ambicję. Aleksander Wielki (Macedoński) zwyciężył w bitwie pod Gaugamelą, pokonał ówczesne najpotężniejsze supermocarstwo na świecie i został władcą świata z pięciokrotnie mniejszą liczbą żołnierzy, dzięki romantyzmowi. Gdyby był realistą z chłopską świadomością, Macedonia przestałaby istnieć jako niezależne państwo. To samo można powiedzieć o słynnym hetmanie Żółkiewskim. Szlachta I RP myślała inaczej, właśnie dlatego potrafiła w XVII wieku zbudować najpotężniejsze w Europie mocarstwo.
Powinniśmy marzyć i stawiać sobie wysokie cele. To jedyny sposób na osiągnięcie wysokich wyników. Powinniśmy wierzyć w siebie i swoją siłę. To jest klucz do sukcesu. Wrogowie chcą osłabić tę wiarę, aby odebrać nam samą myśl o sukcesie. To jest ich cel – przeprogramować naszą świadomość na porażkę. Właśnie dlatego mit pseudorealizmu jest szkodliwy i żałosny. Wiara w siebie to najważniejszy element w osiągnięciu sukcesu.
On zaś im rzekł: „zaprawdę, powiadam wam: Jeśli będziecie mieć wiarę jak ziarnko gorczycy, powiecie tej górze: „Przesuń się stąd tam!”, a przesunie się. I nic niemożliwego nie będzie dla was”.
Aby przetrwać w dzisiejszym świecie, potrzebna jest wiara w siebie i duch walki.
Włodzimierz Iszczuk
Redaktor naczelny portalu Jagiellonia.org i czasopisma „Głos Polonii”