Na Białoruś na własne ryzyko

Przed pandemią, mimo wszelkich trudności, dużo mieszkańców Wileńszczyzny jak i samego Wilna jeździło regularnie na Białoruś. Z racji bliskości (zaledwie 30km od centrum Wilna i 15km od granic administracyjnych naszej stolicy). Niezrażeni wizami, trudnymi do zniesienia kolejkami na granicy, idiotycznymi deklaracjami tymczasowego importu samochodu (wymagane przez unię celną Białorusi i Rosji), niemożnością legalnego przewiezienia przez granicę ziaren, wędlin czy produktów mlecznych ... Każdy pretekst był dobry, szczególnie latem, by przekroczyć jednego z 4 przejść granicznych niedaleko Wilna.

Ławaryszki-Kotłówka (dawny trakt Batorego Wilno-Głębokie-Połock), Szumsk-Łosza (Czarny trakt Wilno-Szumsk-Soły), Miedniki Królewskie-Kamienny Łuh (równoległy do dawnego traktu Napoleona Wilno-Oszmiana-Mołodeczno), Soleczniki-Bieniakonie. Niektórzy wybierali się nawet dalej, na przejście Rajgród-Przewałka (między Druskienikami a Grodnem) lub do przejścia graniczego między łotewską Borówką (po łotewsku Silene) a białoruskimi Urbanami.

Tanie paliwo, powiązania rodzinne, nieruchomość na miejscu (najczęściej stare drewniane domy odziedziczone po dziadkach, bez wody bieżącej, za to ze sławojką i ze studnią), dobre białoruskie lody itp, mało uczęszczane drogi wiejskie lub leśne... Mimo stresu i idiotycznych procedur, mieszkańcy Wileńszczyzny na Białoruś wybierali się chętnie.

A PRZYSZEDŁ COVID-19 ...

Gdy COVID-19 zablokował praktycznie wszelkie możliwości wjazdu i wyjazdu (a wręcz w niektórych krajach nawet wychodzenia z domu) przez kilka miesięcy, reżim łukaszenkowski żadnych restrykcji nie wprowadził, udając że problemu nie ma. Ta obojętność wobec zdrowia i życia Białorusinów, którzy nawet nie mogli brać zwolnienia lekarskiego bo "koronawirus nie istnieje" rozjuszyła ich do tego stopnia, że przez kilka miesięcy w 2020r. masowo manifestowali. Manifestacje te zaskoczyły większość znawców Białorusi jak i samego Łukaszenkę.

Niestety, jak się okazało później, wybudzenie ze głębokiego snu społeczeństwa obywatelskiego jak i patriotycznego (choć jeszcze nie patriotyczne językowo) reżimu nie obaliło. Dopiero z czasem się dowiemy, czy manifestacje te nie stały się preludium do jego kilkuletniej agonii, podobnie jak to miało miejsce w Polsce w latach 80.ub.w..

PAŃSTWO TEORETYCZNE

Łukaszenka, prosząc o pomoc Kremla aby rozprawić się z manifestantami, stał się zakładnikiem Putina. Zaprosił wojsko agresora na terytorium Białorusi. Armia ta, wykorzystując terytorium Białorusi do zbombardowania Bogu ducha winnych Ukraińców, czyni z Republiki Białorusi de facto wspólnikiem zbrodni wojennych. W przeciwieństwie do Kasyma-Żomarta Tokajewa, prezydenta Kazachstanu który najpierw prosił o pomoc Putina, by potem od niego się wyraźnie odsunąć w wyniku niechcianej zbrojnej interwencji Rosji na cudzej ziemi, Łukaszenka nie umie się tego supła rozwiązać i przytula się do Putina, jednocześnie udając, że coś robi aktywnie w zakresie wspierania wysiłku wojennego...

Cytując klasyka z polityki polskiej (w nieco odmienionej formie), państwo białoruskie istnieje tylko teoretycznie. Fakt ten został uwzględniony przez warszawski sąd okręgowy, gdy odmówił ekstradycji Sciapana Puciły, założyciela kanału Nexta. Wówczas, sędzia Dariusz Łubowski uzasadniał wyrok w ten sposób: "[...] nie można wydać kogoś organom wymiaru sprawiedliwości, jeśli ten wymiar sprawiedliwości w ogóle nie istnieje. Nie można wydać do państwa, które faktycznie państwem nie jest".

NAJWIĘKSZA PRZEGRANA WOJNY NA UKRAINIE?

Materialnie i gospodarczo rzecz biorąc, wiadomo że Ukraina jest największym przegranym w obecnej wojnie (choć z pewnością nie politycznie). Rosja, z kolei, przegrywa tę wojnę zarówno politycznie, gospodarczo jak i demograficznie: inwazja Ukrainy przyspiesza de facto wyludnienie Rosji poprzez wysyłanie swoich mężczyzn na bezsensowną wojnę.

Jednakże, trudno powiedzieć czy politycznie największą przegraną nie jest właśnie Białoruś. Z narodu postrzeganego jako niezwykle pokojowego stała się de facto współagresorem w oczach większości. Fakt ten, jak i represje w 2020r. oraz spekatkularne uprowadzenie samolotu Ryan Air z Ramanem Pratasiewiczem wzorem najgorszych organizacji terrorystycznych zupełnie zniweczyły wszelkie próby Łukaszenki z poprzednich lat przekształcenia Białorusi w kraj turystyczny poprzez ruch bezwizowy do niektórych części obwodów grodzieńskiego i brzeskiego dla obywateli UE.

Miejscowe talenty (szczególnie płci męskiej) jak i opozycjoniści z całymi rodzinami opuszczają swój kraj, wybierając w ogromnej większości Polskę. Dość sporo z nich wybiera się także na naszą Litwę, do Czech, do Niemiec lub nawet do Gruzji, nie wspominając o Czarnogórze w której mogą zamieszkać bez specjalnych formalności.

BEZWIZOWA DESPERACJA

Ruch bezwizowy na terenie całej Białorusi dla obywateli Polski, Litwy i Łotwy wprowadzony przed kilkoma miesiącami to desperacki krok Łukaszenki, który pilnie potrzebuje dewiz. Nie ma już dochodów od turystów z Ukrainy, Rosjanie biednieją i mają inne zmartwienia, niż jeździć masowo na Białoruś (przynajmniej jako turyści). Co więcej, talenty rosyjskie zamieszkujący do niedawna w Mińsku (przeważnie w branży IT) uciekają ze względu na przypadki zwerbowania przez wojsko rosyjskie na miejscu! A reszta świata? Z wyjątkiem młodych mężczyzn z Bliskiego Wschodu, których reżim łukaszenkowski wykorzystuje do "trollowania" Polski, Litwy i Łotwy, praktycznie cały świat boi się wybrać na Białoruś turystycznie.

Nawet ludzie mający powiązania rodzinne bądź nieruchomość na miejscu nie zawsze śmią przekroczyć granicę. Fakt zawieszenia Białorusi i Rosji ze strefy ubezpieczeniowej Zielonej Karty wymusza wykupienie osobnego, często drogiego ubezpieczenia samochodowego na granicy. Problemy z wymianą walut (i dla wielu z płatnością kart) są kolejną przeszkodą. Ścisłe kontrole przy powrocie do UE z racji sytuacji politycznej (Białoruś stała się przecież sojusznikiem wroga) powodują masowe kolejki. A czas to też pieniądz, jak by nie patrzeć... Nikt nam nie zwróci godzin życia straconych w bezsensownym, sztucznie utworzonym zatorze. A dni wolnych od pracy mamy przecież tak mało...

Jazda do kraju oddalonego od centrum naszej stolicy o zaledwie 30km staje się drogą przez mękę, o niebo bardziej stresującą, ryzykowną dla zdrowia fizycznego jak i psychicznego niż jazda na dalekie kraje bałkańskie (Czarnogórę, Bośnię i Hercegowinę, Serbię, Albanię czy Macedonię Północną), które przecież też nie należą do UE. Formalności wjazdu do tych krajów praktycznie nie istnieją. Właściwie, już teraz mogłyby te kraje wejść do strefy Schengen. Celnicy nie zawracają sobie głowy ze sprawdzeniem zawartości samochodu a pogranicznicy nawet... najczęściej nie patrzą w oczy osobom, które dają dowód osobisty ani nie sprawdzają nawet "na oko" ile osób jest w aucie. Po co, wobec tego, jeździć do Mińska, Ostrowca, Oszmiany, Lidy, Grodna czy Postaw skoro można bez stresu jechać np. do Suwałk, do Augustowa, do Białegostoku, do Warszawy w krótszym czasie?...  Albo jeszcze lepiej - do wybrzeży Chorwacji, Czarnogóry lub Albanii lub nad jeziorem Ochrydzkim?

PROSTO DO WIĘZIENIA?

Wcześniej, mimo absurdu procedur, dowolny konsul Republiki Białorusi mógł zadecydować o niewpuszczeniu niewygodnych ludzi na terytorium Białorusi, o ostrzeganiu np. pracownika mediów czego nie należy robić po przekroczeniu granicy aby nie wpaść w tarapaty, itp..

Dziś jest tak, że mogą kogoś wpuścić na Białoruś, by później go już nie wypuścić. Całkiem niemało ludzi naszego regionu zdaje się bagatelizować to ryzyko "bo są apolityczni". Taka "apolityczność" się skończyła dla niektórych więzieniem za niewinną krytykę łukaszystów w sieciach społecznościowych (lub na żywo) bądź ... za przypadkowy spacer obok miejsca manifestacji, która miała miejsce poza terytorium Białorusi. Taka apolityczność skończyła się tym, że w Rosji i na Białorusi jest nieporównywalnie gorzej praktycznie pod każdym względem niż w krajach dawnego bloku wschodniego, które wybrały Zachód.

Czasy tzw. liberalizacji (kiedy wpuszczano nawet ludzi niewygodnych) skończyły się wraz z nadejściem koronawirusa i nie zapowiada się, by szybko powróciły.

BĄDŹMY ŚWIADOMYMI OBYWATELAMI!

Wbrew pozorom, niespecjalnie staram się moralizować lecz uświadomić naszych czytelników, że tak długo, jak reżim białoruski będzie tak wspierać rosyjski imperializm, tak długo nie możemy wracać bez pilnej potrzeby na naszą kochaną Białoruś. Przynajmniej dopóki wojna trwa i rządy naszych wschodnich sąsiadów będą wspierać krwiożerczy imperializm kremlowski, plamiąc honor pokojowych Białorusinów krwią.

Przy obecnym układzie, jadąc na Białoruś aby zobaczyć się z bliskimi lub aby sprzątać grób swoich przodków, niestety wspieramy reżim łukaszenkowski poprzez VAT na produkty, które kupujemy na miejscu. I to w sytuacji, kiedy ten wspiera psychopatycznego dyktatora Rosji, którego nadrzędnym celem jest nas zniszczyć! Być może lepszym rozwiązaniem jest zaprosić krewnych z Białorusi do siebie jeśli masz ku temu warunki? Jeżeli gdzieś jechać na zakupy lub do krewnych, lepiej w miarę możliwości wspierać kraje należące do "naszej" strefy wpływów.