Kalinowcy w Wilnie: „Nikt nie chciał umierać za Gdańsk. W efekcie zginęło 50 mln ludzi”
W Wilnie 31 stycznia odbyło się spotkanie z Pułkiem Kalinowskiego. Frekwencja była liczna, na spotkaniu był nowy kapłan tworzącego się prawosławnego kościoła na Litwie podległego Konstantynopolowi, a także Litwin, który z ust kalinowców chciał usłyszeć, czy jego kraj powinien obawiać się ideologii litwinizmu.
Obecni byli nawet dziennikarze francuscy z portalu Le Point, którzy przyjechali opisywać nastroje w krajach Wschodniej Europy przed zbliżającą się drugą rocznicą początku wojny na Ukrainie.
Wydarzenie zorganizowało Towarzystwo Białoruskiej Kultury na Litwie, w skrócie TBK. Przewodniczący Alaksander Adamkowicz otworzył spotkanie, podziękował żołnierzom za przybycie.
Na stole ustawiono dwie chorągiewki — „bieła-czerwona-biełyj ściah”, czyli biało-czerwono-białą oraz litewską trójkolorówkę. Pod chorągiewkami — białoruska flaga z symboliką pułku. Na pianinie obok zawieszono już dwie duże flagi — do białoruskiej dołączyła też flaga ruchu białoruskich nacjonalistów, RUCH. Miecz umieszczony w krzyżu jagiellońskim na czarnym tle od razu przykuł uwagę.
„Szanowni państwo, dziękuję, żeście przyszli na nasze spotkanie, które zaszczyt ma organizować TBK tu w Wilnie. Jest nasza nadzieja, Pułk Kalinowskiego, na co czeka Białoruś, aż pułk wyzwoli. tu słowa przekaże im, tylko proszę trzymać się ram czasowych” – mówił przewodniczący TBK Alaksander Adamkowicz.
Pierwsze ważne decyzje podjęto w 2014 r.
Głos zabrał dowódca pułku, Dzianis „Kit” Procharau.
„Dziękujemy, żeście przyszli, chciałbym powiedzieć, że w ogóle dziękujemy tym, którzy wspierają nasz oddział od początku. Trzeba to robić też teraz, bo aktualność wsparcia nie zmienia się. Niestety, wojna trwa. Rozmawiać będziemy krócej niż by się chciało, ale cieszymy się widząc takie audytorium” — zaczął „Kit”.
Głos przejął Wadzim Kabanczuk, zast. dowódcy pułku.
„Gdy w 2014 pierwsi ochotnicy pojechali na front, to zrozumieliśmy, że zaczęła się wojna. Zrobiliśmy błąd — daliśmy imperium czas, by zebrać siły i imperium uderzyło z kilku kierunków, także z Białorusi. Wtedy zrozumieliśmy, że wolna Białoruś niemożliwa jest bez wolnej Ukrainy. Wtedy, w 2014 r., w całej Ukrainie walczyło 20 Białorusinów. Większość tzw. Białorusinów niestety walczyło po stronie wroga” — wspominał z rozgoryczeniem.
Tymczasem „Kit” opisał pierwsze walki i pierwsze bolesne ofiary:
„Pierwsze ciężkie rozstania, »Lićwin«, ranny Siarhiej, ja bylem ranny w walkach kijowskich, wtedy w wielkości batalionu byliśmy. Stało pytanie przed nami, czy zostajemy w ZSU (siłach ukraińskich — przyp. red.) jako niewielka grupa, gdzie nie mamy wpływu na nic, albo wykorzystujemy szansę na wolną Białoruś, robimy armię nakierowaną narodowo. Tak powstało centrum mobilizacyjne w Warszawie, w innych miastach, powstał Batalion Western, teraz Kościuszko — jednostka dla cudzoziemców. To wszystko ogólna wielka praca na jeden cel — wolna Białoruś”.
„Realia są takie, że nie wszyscy w Europie rozumieją, niestety, na ile kwestia wojny jest aktualna. Rozmawialiśmy i mamy nadzieję, że udało się zdjąć różowe okulary. Teraz Europa jest pod zasięgiem uderzenia, wojna ta nie zniknie, jeśli nikt jej nie wygra. Rosyjskie imperium trzeba zniszczyć, aby jego siła przestała być zagrożeniem” — wyjaśnił.
I od razu wyjaśnił, co pokonanie Rosji ma do wolnej Białorusi. „Czemu dla Białorusinów to ważne? Bo bez wsparcia rosyjskiego imperium, na jakie liczy Łukaszenka, będzie szansa na wyzwolenie Białorusi” — konstatował „Kit”.
Następnie zastępca dowódcy odniósł się do obaw, że wojna wciąż trwa, a na Białorusi pojawia się broń nuklearna.
„Całkiem normalne, że ludzie starają się o tym nie myśleć, bo z tym żyć jest ciężko. Ale trzeba rozumieć, że bezpieczeństwo z dnia na dzień zwiększa się. Informacje o broni jądrowej na Białorusi nie dodają bezpieczeństwa w regionie i Litwa to rozumie jak nikt inny. Według najnowszych informacji zaczyna się budowa linii obronnej państw bałtyckich i wiemy, że dalszym krokiem jest napad na Polskę i kraje bałtyckie, przejęcie przesmyku suwalskiego” — odniósł się do ostatnich wydarzeń.
Odwołał się także do historii, aby wyjaśnić, dlaczego nie można zagrożenia ignorować.
„Historyczna odskocznia — w 1938 nie chcieli zdenerwować Hitlera, oddali Czechosłowację. A w 1939 r. był popularny okrzyk: »Nikt nie chce umierać za Danzig«. I doszło do tego, że zginęło 50 mln ludzi. To jest ta sama sytuacja. Jeśli Ukraina nie wytrzyma, następna będzie Litwa i Polska. To historyczny aksjomat, nie opinia” — twardo zaznaczył.
„Na Litwie czy na Żmudzi?”
Mikrofon powędrował do młodego chłopaka, który zwrócił się po litewsku, a jego pytanie tłumaczyła koleżanka na rosyjski, który też jest zrozumiały dla Białorusinów.
„Dziękuję, że walczycie o naszą wolność. Mam niewygodne pytania na temat waszych poglądów historycznych i poglądu na Litwę, konkretnie na temat litwinizmu. Litwiniści twierdzą, że my nie jesteśmy Litwini, tylko Żmudzini, którzy ukradli waszą historię. Nazywają nas Żmudzinami i tak dalej. Odpowiedzcie na pytanie — w jakim kraju teraz jesteśmy? Na Litwie czy na Żmudzi?” — lekko zdenerwowany zapytał uczestnik.
Z odpowiedzią pospieszył Kabanczuk
„To oczywiste, że na Litwie i mówimy, że to Litwa. Rozumiemy wasze obawy, sami oglądaliśmy, jak nasi przyjaciele Litwini przysyłali prowokacyjne rolki (krótkie filmiki z internetu), w których łamaną litewszczyzną opowiadano bzdury o Litwie. To idzie specjalna praca, aby nas pokłócić. Metodyka nie zmienia się od wieków — bo długo stosowana działa. Zostawmy dyskusje historyczne historykom, a my zajmijmy się tym, co nas jednoczy. Jest wspólny wróg. Stalinowskie imperium do łagrów pędziło i Litwinów, i Białorusinów, i Ukraińców. Odbijmy się od tego imperium, rozwalmy je, a wtedy prowadźmy debaty polityczne” — zachęcił Wadzim Kabanczuk. — Wszyscy zdrowi na umyśle Białorusini rozumieją, że nikt nie będzie prowadził wojskowej ekspansji, żeby zabrać kawałeczek ziemi. To jest barbarzyństwo w XXI wieku. To robi tylko Rosja. I ich trzeba zatrzymać” — zakończył.
Wypowiedź Wadzima publiczność przyjęła brawami. Litwin również pokiwał głową zadowolony i podziękował niemo za odpowiedź. Do wypowiedzi Kabanczuka dopowiedział swoje „Kit”. „Akcentujmy naszą uwagę na to, co teraz się odbywa. Teraz dzieje się nowa historia naszych narodów, jednoczmy się, wybudujmy nową siłę, która będzie wspólna, a nie będzie szukać waśni historycznych pomiędzy sobą. Teraz tworzymy nową historię, historię, w której jesteśmy przyjaciółmi” — wystosował apel.
Poruszono też temat wybór do tworzących się struktur środowiska prodemokratycznych Białorusinów na świecie. Wadzim konstatował to słowami: „Wszyscy rozumiemy — wojskowi rozmawiają z wojskowymi, politycy z politykami. Reprezentacja polityczna jest oczywiście konieczna”.
Kogo najbardziej brakuje na froncie?
Padło pytanie o najpotrzebniejsze na froncie role.
„Idziemy do stworzenia armii, która pójdzie na Białoruś. Bardzo ważne są drony — potrzebni są operatorzy dronów, którzy są oczami i artylerii, i piechoty, osłaniają. Bez dronów praktycznie nie możemy pracować. Potrzebni więc są operatorzy dronów, także kierowcy. To są te specjalizacje, które na froncie zawsze są potrzebne. Praca piechoty jest bardzo specyficzna, także na psychologicznym gruncie, trzeba być człowiekiem przygotowanym. To więc pytanie na wasze pytanie – kto w czym może się odnaleźć”.
Pytanie zadał obecny na spotkaniu kapłan tworzącego się Kościoła prawosławnego na Litwie podległego Konstantynopolowi. „Wiadomo, że prawosławna cerkiew Ukrainy podtrzymuje ZSU i pracują kapelani wojskowi. Czy Pułk Kalinowskiego otrzymuje tę pomoc ze strony cerkwi? Czy jest taka potrzeba u naszych żołnierzy, aby taką pomoc otrzymać?” — zapytał. Żołnierze odpowiedzieli, że taką pomoc pułk otrzymuje i zawsze jest potrzebna.
Następnie rozmawiano o 2020 r., który potraktowano jako sygnał, że Białorusini nie chcą dyktatu.
Przewaga Rosji: bezwzględność wobec życia ludzkiego
„Wydarzenia 2020 r. pokazały, że czegoś takiego nie było – setki tysięcy wyszło na ulice i można powiedzieć, przeprowadzili narodowe referendum, że nie chcą już żyć pod tym reżimem, pod reżimem Putina. Myślę, że nas poprą, także armia białoruska, gdzie mnóstwo jest racjonalnych ludzi, a nie ma tam wielu lojalnych wobec Łukaszenki. Widzieliśmy to w 2022 r. na Ukrainie. Mocno pracowali z politrukami, ale nie potrafili zmusić wojska do ruszenia do pełnej walki” — Kabanczuk przypomniał problemy wojsk Białoruskich na początku wojny.
Kalinowcy w dalszej części spotkania nie szczędzili też krytyki pod kątem krajan: Kalinowcy krytycznie o 2020: „Białorusini w poniedziałek po prostu poszli do pracy”
Apolinary Klonowski, Kurier Wileński
Link do oryginału